“Czegoś tak czystego, prostego, pięknego dawno nie czytałem” – zachwycał się Jarosław Iwaszkiewicz.
“Nie jest to powieść jak inne, nie wabi ciekawą fabułą. Opowiadający wędruje z kolegą Witkiem, pracuje z nim przy szlamowaniu basenu w parku zdrojowym I u wieśniaczki Potęgowej – obaj radują się światem i nad sensem życia po poetycku deliberują. Nie ma tu brutalnych złodziejaszków, knajpianych lumpów, jakimi zajmowała się młoda, tzw. hłaskoidalna proza” – dodawał Julian Przyboś.
“Znalazł się przynajmniej jeden, który rysując portrety młodych trampów, poskąpił swoim bohaterom czarnych i szaro-mętnych sosów, nadał ich wędrówkom klimat dobrotliwego zauroczenia urodą świata” – wtórował Andrzej Drawicz.